sobota, 7 grudnia 2013


Dostaliśmy całkiem sporo propozycji na imiona dla łobuzerskich kotów min.: Diana, Odi,Tina,Rodi,Mruczek,Kiciuś, Mruczek, Puszek,Blaszka, Dachówa, 
Stryszek, Tito, August, Feliks, Lucjan, Tyson, Red rain. 
Dziękujemy za wszystkie pomysły!



środa, 27 listopada 2013

Koty łobuziaki do nowego spektaklu :)

Nowo powstałe koty do spektaklu "Kalosze szczęścia" H. Ch. Andersena , Teatru Doroty Brzozowskiej Wrocławska Scena Młodego Widza.

Projekt i realizacja pacynek: Dominika Chochołowska - Bocian

Koty wciąż nie mają imion, tak więc czekamy na Wasze propozycje :)
















piątek, 8 listopada 2013

Obrazy i ich cienie


 Małe formy malarskie z cyklu Głębiny, Dominika Chochołowska - Bocian


Batofobia, olej na płótnie, 25x25 cm, Dominika Chochołowska - Bocian

Zanurzenie, olej na płótnie, r 15 cm, Dominika Chochołowska - Bocian


Skok na ..., olej na płótnie, 24x30cm, Dominika Chochołowska - Bocian

czwartek, 24 października 2013

Sabat czarownic




Zajęcia twórcze dla kobiet.

Zakrzowska 29 oraz Dominika Chochołowska-Bocian zapraszają wszystkie kobiety na Sabat czarownic, czyli twórcze spotkanie, już 27 października. Podczas naszych warsztatów, przy muzyce, kropelce wina i kobiecych rozmowach tworzyć będziemy nasze małe dzieła sztuki. Bardzo osobiste małe formy, realizowane w różnych technikach, dzięki odpowiednim radom i atmosferze, cieszyć będą nie tylko nasze oczy ale i duszę.



poniedziałek, 7 października 2013

Genialny spektakl GOBO. DIGITAL GLOSSARY / TEATR AKHE

  Spektakl Gobo. Digital Glossary to niezwykły, plastyczny pokaz stworzony przez rosyjską grupę Teatr Akhe, który już dziś nazwać możemy klasyką awangardy teatralnej XXI wieku.

fot. Krzysztof Mokanek

  Przedstawienie zobaczyć mogliśmy w ramach festiwalu Avant Art Festival we Wrocławiu. Tegoroczna edycja festiwalu poświecona jest prezentacji sztuki z Rosji, stąd też obowiązkowa obecność grupy Akhe. 12 października w Teatrze Muzycznym Capitol, Teatr  Akhe zaprezentuje jeszcze spektakl Enter Face Lab, który jest wynikiem koprodukcji właśnie z Avant Art.
 Teatr Akhe powstał 1989 roku w Sankt Petersburgu, założony przez Maksima Isajewa, Pawła Semczenkę i Wadima Wsiliewa.  Dziś na sukces poszczególnych spektakli pracuje większa grupa ludzi w tym plastycy, aktorzy, muzycy. Teatr Akhe nazywany jest teatrem plastycznym ( teatr, w którym głównym środkiem wyrazu artystycznego jest plastyka obrazu) , teatrem optycznym ( dosłownie Theatre Optique to urządzenie do wyświetlania pierwszych filmów rysunkowych)  albo też rosyjskim teatrem inżynieryjnym ( teatr eksperymentalny: praca światłem, dźwiękiem, przestrzenią -aktor pełni jedynie rolę operatora).  Wszystkie te określenia, mimo iż nie są tożsame, bardzo dobrze opisują działania grupy.
W wyniku pracy Teatru Akhe powstają niezwykłe przedstawienia, będące rodzajem kompilacji happeningu, instalacji, wideoartu, performance’ów, teatru lalek i tradycyjnego spektaklu teatralnego. Umiejętne połączenie nowych form artystycznego przekazu (jak np. wideoart) z tradycyjnymi (np. teatr lalek), dostarcza widzowi niezwykłych wrażeń. Artyści łączą stare z nowym, budują na scenie  magiczny świat, o którym chciałabym opowiedzieć właśnie na podstawie spektaklu Gobo. Digital Glossary, który miałam przyjemność zobaczyć.
  Pierwszy obraz, który rozpoczął przedstawienie  sprawił, że poczułam autentyczną radość uczestniczenia w czymś zaczarowanym i prawdziwym jednocześnie. Na scenie, w różnych jej częściach ustawione były małe instalacje, ruchome rzeźby, będące połączeniem nowoczesnych i naturalnych materiałów. Z przodu - na środku sceny, akwarium, z tyłu - podzielona  linami płachta do multimedialnych projekcji. Cały ten świat ukazuje się przed nami na scenie za sprawą dźwięku i światła w pierwszej minucie spektaklu. Mini laboratorium pełne szklanych fiolek i menzurek, dziwaczna luneta na statywie, mechanizm z siekierą, a przede wszystkim świetlne, zielone linki, niczym laserowe zabezpieczenia w bankach i światowych galeriach sztuki oraz dwóch ekscentrycznie wyglądających brodaczy. Wszystko to sprawiło, że już od pierwszej chwili czuło się delikatny dreszczyk,  a oczy świeciły  w ciemności w niemym zachwycie.
 Historia w Gobo. Digital Glossary, opowiada o nieistniejącym bohaterze współczesności. Poszczególne instalacje, wprawiane w ruch przez dwóch aktorów, w ironiczny, poetycki, dziwaczny albo też nieco makabryczny sposób, definiują naszego bohatera. Zawsze jednak zachowana jest niezwykła plastyka obrazu. Poszczególne sekwencje gładko przechodzą z jednej w drugą. Utrzymywane są w szybkim tempie nie pozwalając widzowi ani na chwilę oderwać się od proponowanych obrazów. Poza ciekawie opracowanymi rekwizytami wykorzystywanymi do poszczególnych scen, robionymi recyklingową metodą z prostych przedmiotów codziennego użytku (ich pochodzenie nie jest kamuflowane przez co wzmocniony jest efekt teatralności, umowności pewnych rzeczy i zjawisk), do pełni wizualnego odbioru użyte są również projekcje multimedialne:  animacje i wideo ( nagrywane również w czasie rzeczywistym za pomocą małej kamerki w obudowie rewolweru z gałązek i patyków) oraz niezwykła gra świateł.
Na całość przedstawienia składa się także umiejętna gra aktorska oraz bardzo precyzyjnie dobrana muzyka, która odgrywa bardzo istotną rolę w spektaklu.
W Gobo. Digital Glossary zastosowany jest system czytelnych znaków- symboli. Często w nieokrzesanej, prymitywnej formie opowiadają luźny monolog o nas wszystkich – małych i często śmiesznych bohaterach współczesności, którzy mimo wszystko wciąż potrafią jeszcze wzruszać się i kochać.
  Na koniec przywołam  parę tych najbardziej znaczących dla mnie scen: moment biczowania książki, w którym drugi z aktorów zaczyna ciąć ją piłą - po scenie wirują fragmenty słów i pojedynczych liter, w tle wyświetlane są płatki spadającego śniegu; sen naszego bohatera, kiedy to sam podwiesza się i podciąga na linie wysoko w górę za jedną nogę, wiruje przy tym krzesłem i ściąga fragmenty garderoby; fragment z wykorzystaniem starych fotografii, opowiadający o kobietach, które kochał nasz bohater, sceny z krasnalem w akwarium – połączenie planu lalkowego z wideoart tworzonym w czasie rzeczywistym i oczywiście scena z pacynką kangurka boksującego twarz  naszego bohatera, który nieco zaskoczony zaczyna delikatnie całować jego małe, zajadłe łapki.
fot. Krzysztof Mokanek

fot. Krzysztof Mokanek

fot. Krzysztof Mokanek

Oczywiście w mnogości obrazów, które prezentuje w tym spektaklu zespół Akhe, obok tych, które zachwycają,
pojawiają się i te mniej udane, nie mające aż takiej siły wyrazu, albo po prostu nie trafiające w moją wrażliwość. Jednak zachowane jest tu najważniejsze – przyciąganie. Spektakl zmusza widza do nieustannej uwagi – skupienia. Dzięki temu   możemy odbierać w pełni te najpiękniejsze momenty, przeżywać je w kontekście całości spektaklu.


fot. Krzysztof Mokanek

fot. Krzysztof Mokanek

fot. Krzysztof Mokanek

fot. Krzysztof Mokanek

fot. Krzysztof Mokanek

Dominika Chochołowska - Bocian

wtorek, 17 września 2013

Plastyczna opowieść o sile nadziei i miłości.

        Są filmy, które w szczególny sposób w nas zamieszkują. Dla mnie jednym z takich filmów jest Volver. Niezwykły obraz Pedro Almodóvara powraca do mnie w różnych sytuacjach. Nie tylko, za każdym razem, kiedy ponownie go oglądam dostrzegam nowe szczegóły, spojrzenia i emocje, ale też zupełnie nieoczekiwanie przypominam sobie jego sekwencje, wiodąc moje zupełnie nie podobne do losów Raimundy (głównej bohaterki filmu) życie. 
   Akacja Volver toczy się w Madrycie i małej miejscowości La Mancha. Nigdy nie mieszkałam przez dłuższy czas w Hiszpanii, żyłam jednak na południu Włoch i mam wrażenie, że zwłaszcza na prowincji, miejsca te wyglądają bardzo podobnie. Jakby gorące powietrze i rwący wiatr w specyficzny sposób kształtowały południowców. W obu tych miejscach, bardzo widoczna jest też katolicka historia, która ukształtowała nie tylko wiarę, ale też sposób życia mieszkańców. Religijność w dużej mierze nosi tam znamiona teatralności. Procesje przypominają małe spektakle, figurki Matki Boskiej pojawiają się w oknach prawie każdego domu, a święci ( jak np. ojciec Pio na południu Włoch) są niczym gwizdy pop kultury. Ich wizerunki w formie plakatów i naklejek pojawiają się na ścianach pubów, czy w sklepach z butami. Ten niezwykły sposób życia, traktujący świętych jak członków rodziny albo celebrytów z pierwszych stron gazet oraz uroczyste obchody obrządków religijnych sprawiają, że wykształtowało się tam odmienne niż na północy Europy podejście do śmierci. Żywi i zmarli są sobie o wiele bliżsi. Świat duchów i upiorów  nie jest aż tak odległy. Nie jest bynajmniej codziennością, ale też nie jest czymś zupełnie niezwykłym. Jest jednym z elementów życia. Nie dziwi więc pytanie postawione w filmie do ducha zmarłej matki : Zostaniesz na noc?  
       Mieszkając we Włoszech, z ciekawością obserwowałam również sposób budowania tam relacji w związkach. Południowa miłość pełna jest sprzeczności. Żywa, obfitująca w zmienne nastroje, skrajna.
Przez większość czasu płynie jakby w półśnie. Niewiele w niej drobnych sprzeczek i romantycznych uniesień. Żarzy się miarowo, na tyle gorąca aby podgrzać makaron na późną wspólną kolację.
Powolna, rozmazana… Jak sjesta w upalny dzień.
Trwa tak do czasu, kiedy zmęczeni upałem i monotonią owej błogości Włosi, wywołują burzę.
Spacerując wąskimi, włoskimi  uliczkami, wyraźnie słychać w którym mieszkaniu nastąpiło właśnie przesilenie. Słychać szloch, płacz i krzyk. Trzaskanie drzwiami i rozbijane  talerze, groźby, wyrzuty, przekleństwa i obietnice.
Voglio che tu sia solo mio.
Będąc jeszcze bliżej słychać pulsującą krew, namiętność i nienawiść. Nienawiść, która zaraz wyparuje i nikt nie będzie o niej pamiętał, ale w tym momencie czuć jej zapach. Jej woń miesza się z zapachem potu, podniecenia i autentycznej rozpaczy. Nieważny jest cel, powód, początek ani zakończenie.
A kiedy wykrzyczy się już absolutnie wszystko, wypłacze każdą łzę, stłucze wszystko co było pod ręką… zostaje już tylko zmęczenie i wciąż prawdziwe uczucie… bo przecież  Il mio cuore dipende da te.
Podobnie w Volver ( choć nie ma tam historii miłosnej) możemy zobaczyć ową kumulację emocji, wielką wrażliwość i żar, który cały czas rozgrzewa wnętrza bohaterek filmu. 
      To właśnie we Włoszech, jeden z obrazów z Volver bardzo intensywnie do mnie powrócił. Mieszkaliśmy z moim narzeczonym razem z cudowną włoską parą. On świetnie gotował i opowiadał historie, ona piękna z burzą czarnych loków, przebojowa i nieśmiała jednocześnie.  Często wyskakiwaliśmy razem na espresso, graliśmy w burrago albo piliśmy wino. Któregoś dnia doszło  miedzy nimi do owego przesilenia, o którym pisałam. Kłócili się okrutnie, tłukąc co popadnie,  krzycząc i płacząc. Nie był to pierwszy raz, wiec jak zwykle nie przeszkadzaliśmy im .  Ich kłótnia była dla nas tym dziwniejsza, że słabo znaliśmy włoski, niewiele więc z całego potoku wykrzykiwanych przez nich słów rozumieliśmy. Nagle usłyszeliśmy, że zatrzaskują drzwi wyjściowe. Wyszliśmy z naszego pokoju i zobaczyliśmy w korytarzu wielkie kałuże krwi. Ciągnęły się z ich pokoju aż do łazienki.
Tego dnia nikt nie umarł. Krew należała do naszego przyjaciela, który jak się okazało, w napadzie złości rozbił okno i rozciął sobie w paru miejscach rękę. Po godzinie nasi przyjaciele wrócili z pogotowia z pozszywaną na nowo ręką i uśmiechami na twarzach.

     Obraz z filmu z całą intensywnością przyszedł do mnie, kiedy wspólnie z Mariagiovanna, popijając czerwone wino, wycierałyśmy krew posługując się papierowymi ręcznikami. Czerwień wsiąkająca w biały cienki papier wyglądała niemal  tak plastycznie jak filmie Almodóvara, a miedzy nami zawiązało się coś na kształt  tylko nam znanej tajemnicy.

      Obrazy z filmu przychodzą też do mnie czasami kiedy gotuję. Patrzę na swoje dłonie krojące w cienkie plasterki kawałki papryki, na świeże zioła stojące na parapecie okna i przypominam sobie sceny z filmu. Widzę siebie oczami kamery. Wąski kadr, nasycone kolory… zwykłe czynności nabierają jakby więcej ”smaku”.
      Volver jest też opowieścią o miłości matki i córki. Więzi, którą ciężko porównać z czymkolwiek innym.
To wszystko co tak trudno ująć słowami, te niezwykłe małe rzeczy, które się na tę relację składają; absolutne zaufanie, troska, oddanie, miłość i cała masa innych drobnych elementów są w Volver zawarte. Almodóvar, który nie pierwszy raz w swojej karierze tworzy film o kobietach, znakomicie oddaje na ekranie i tę magiczną relację. Podobną do przyjaźni, rodzicielskiej miłości, a jednak inną. Kobiecą, delikatną, z nutą zawieszonego w powietrzu czasu, wzruszenia, wdzięku.

Czuć…
Że życie jest okamgnieniem (…)
 
Śpiewa w filmie Volver piękna Raimunda.  
Raimunda nie jest pierwszą literacką czy filmową bohaterką, która przypomina nam o tym jak ulotne jest życie. Jej historia jest o tyle nietypowa, że nie zobaczymy na ekranie wielkiej życiowej przemiany. Nasza bohaterka nie zmieni radykalnie swojego życia, nie rzuci pracy, nie schudnie dwadzieścia kilogramów ani nie wyjedzie do Indii. Nie jest nauczycielką, duchowym przywódcą, bohaterem, rewolucjonistą. Raimunda śpiewa te słowa do siebie, do swojej matki, do córki. Nie jest wyciszona ani spokojna, jest pełna emocji i bólu.  Boi się, ale jest silna.
    To właśnie siły i niezwykłej zdolności improwizacji moglibyśmy przede wszystkim pozazdrościć Raimondzie.  Niewiele poza tym i urodą  w ogóle posiada. A jednak wstaje każdego dnia i dzielnie  stawia mu czoła. Nie narzeka, nie popada w odrętwienie, nie zamienia się w głaz, mimo tragicznych przeżyć wciąż ma w sobie delikatność i wrażliwość.
I jeśli nawet zapomnienie
Które wszystko rujnuje
zniszczyło
moje dawne złudzenia
Ukryta
I pokorna nadzieja
Jest całym majątkiem
Mego serca

Śpiewa dalej Raimunda, a ja czuję, że gdzieś we mnie też jest nadzieja.

A na koniec jeszcze recenzja, którą napisałam już jakiś czas temu.


       Volver niezwykły film Pedro Almodóvara, to ujmująca historia o kobietach. Historia zbudowana z soczystych kolorów, dźwięków, tragedii, śmiechu, zbrodni, miłości i przyjaźni. To fragment życia dzielnej i pięknej Raimundy (Penelope Cruz), jej matki, siostry i córki. Kobiety dzięki wewnętrznej sile i energii, stawiają czoło strasznej niekiedy prawdzie. Idą przed siebie, nie zatracając przy tym wewnętrznej wrażliwości.
         Wielką zaletą filmu jest umiejętne połączenie różnych gatunków filmowych, które reżyser, a zarazem autor scenariusza (Pedro Almodóvar), pozszywał ze sobą z niezwykłym wyczuciem. Volver to jednocześnie dramat, pełen wzruszeń, sytuacji zmuszających bohaterów do podejmowania trudnych moralnie i etycznie wyborów; kryminał z wartko toczącą się akcją i zbrodnią w tle; komedia wykorzystująca zarówno zabawne elementy gwary językowej jak i żarty sytuacyjne. Volver   to też  film romantyczny, o miłości łączącej matkę i córkę, o miłości do życia…
          Dzięki nasyconym kolorem zdjęciom ( José Luis Alcaine) i przemyślanemu montażowi (José Salcedo) film doskonale oddaje klimat Madrytu i ubogiej hiszpańskiej prowincji,  w której folklor wciąż jest obecny, a świat żywych i martwych przenika się na co dzień. Mocne kontrasty i soczystość barw przywodzą na myśl wyraziste obrazy Franza Marca czy pełne wyszukanego kolorytu prace Paula Serusiera.
    Na uwagę zasługuje też muzyka, stworzona przez Alberto Iglesiasa. Szczególnie zapada w pamięć przerobiona na flamenco piosenka Carlosa  Gardela  Volver . Niski, pełen nostalgii, nienachlanych emocji i wzruszeń głos , w połączeniu z przepiękną muzyką sprawia, że moment w którym Raimunda śpiewa (niezwykłego głosu bohaterce użyczyła  Estrella Morente) staje się sercem filmu.
Wielowątkowa fabuła zaczyna się na cmentarzu. Główna bohaterka Raimunda wraz z siostrą i  trzynastoletnią córką, odwiedza grób matki w rodzinnej miejscowości La Mancha. Wieje silny wiatr, rozwiewając wkoło suche liście. Kobiety odwiedzają też starą ciotkę, która mieszka sama w wielkim domu i jej chorą na raka sąsiadkę uprawiającą marihuanę na własny użytek. Już w pierwszych scenach widzimy zarys  akcentowanej w filmie kultury śmierci ( gdzie jest ona naturalnym i ważnym elementem życia) oraz niezwykły obraz wspólnoty sąsiedzkiej.  
W Madrycie Raimunda pracuje jako sprzątaczka, mieszka z  córką i bezrobotnym mężem Paulem. Siostra Raimundy , Soledad (Lola Dueñas) jest żyjącą w separacji samotną fryzjerką. Klientki przyjmuje w mieszkaniu, by uniknąć płacenia podatków. Wkrótce życie kobiet nabierze szybkiego tempa za sprawą splotu różnych wydarzeń, śmierci jednych, a pojawienia się duchów innych.
Wszystkie kobiece role w filmie poprowadzone są bardzo wyraziście, a jednocześnie naturalnie. Główne bohaterki Volver (Blanca Portillo, Carmen Maura, Chus Lampreave, Lola Dueñas, Penélope Cruz, Yohana Cobo) zdobyły Złotą Palmę w Cannes w kategorii najlepsza aktorka. Na wyróżnienie zasługuje oczywiście rewelacyjna Penélope  Cruz, która za rolę Raimundy została też nominowana do Oskara.

    Pedro Almodóvar nie pierwszy raz głównym bohaterem swojego filmu czyni kobietę. Nieustannie stara się ją zrozumieć, poznać. Istota kobiecości pozostaje jednak nieodkryta, niedopowiedziana. Dzięki temu wciąż pozostaje tajemnica, fascynacja, magia, którą udało mu się zamknąć w filmie. Sposób narracji Almodóvara ma coś wspólnego z powieściami kolumbijskiego pisarza Marqueza. Obaj opowiadają swoje historie jakby namiętność i emocje, były ich podstawowym budulcem. Obaj kochają kobiety i pokazują je w swoich dziełach jako istoty szalone, piękne, pełne wdzięku, magii, siły i  sprzeczności.
     
      Wielkim sukcesem Volver jest fakt, że jest to film jednocześnie głęboki i lekki. Oglądając kolejne sceny gładko płyniemy przez zagadkową, dramatyczną  i zabawną jednocześnie fabułę. Volver to opowieść pełna energii, żywych emocji, to film opowiadający przede wszystkim o wielkiej sile, którą w sobie mamy i pasji życia.

czwartek, 12 września 2013