zamieszczone w pracy cytaty pochodzą ( z rewelacyjnej moim zdaniem) książki Lovlock autorstwa O.S.Carda i K.H.Kidd
wtorek, 28 sierpnia 2012
piątek, 3 sierpnia 2012
Lekcja Sztuki: robić to co się chce
W
Muzeum Współczesnym we Wrocławiu, zobaczyć możemy kontynuację pracy nad
Cybernetycznym Układem Sterującym prof. Zbigniewa Makarewicza. Na czas
nieokreślony objął on dowodzenie nad wolierą numer 6 we wspomnianym już
Bunkrze. Projekt ten będący w ciągłej budowie, zorganizowany jest w ramach
Niezależnej Inicjatywy Artystycznej/ Independent
Art Initiative.
Zbigniew
Makarewicz- urodził się 1940 roku w
Wilnie. Ukończył I Liceum
Ogólnokształcące im. St. Dubois w Koszalinie, studiował rzeźbę w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk
Plastycznych we Wrocławiu. Otrzymał
tytuł magistra, dyplom z wyróżnieniem w pracowni Xsawerego Dunikowskiego i Apolinarego Czepelewskiego. Kwalifikacje
I stopnia uzyskał na podstawie rozprawy pod tytułem Konstrukcje, rekonstrukcje, dekonstrukcje, a kwalifikacje II stopnia na podstawie rozprawy habilitacyjnej Specjalne Projekty Przestrzenne. Jest Rzeźbiarzem,
twórcą instalacji, happeningowcem, krytykiem artystycznym, animatorem inicjatyw
artystycznych, wykładowcą Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu.
Panie Zbigniewie,
proszę dokończyć zdanie: Jestem…
Jestem? Właśnie ja nie pamiętam kto ja jestem…(śmiech). Jestem kierownikiem budowy (w tej chwili)
Cybernetycznego Układu Sterującego.
A nie w tej chwili?
A nie w tej chwili to ja jestem …rencistą, inwalidą
wojskowym. Dyplomowanym nauczycielem akademickim, nawet wciąż jeszcze w pracy.
Kim ja jestem jeszcze… No zwycięzcą , ale to już dwanaście lat temu, turnieju w
strzelaniu z pistoletu wojskowego, pierwsze miejsce na Dolnym Śląsku- to jest
jedyny mój życiowy sukces, odnotowany. Byłem najlepszy.
Jestem człowiekiem bardziej zabawowym, niepoważnym raczej ,
jak widać. Nie lubię sztuki z
zaciśniętymi zębami.
W takim razie, proszę
powiedzieć Co To Jest ?
Gdzie jesteśmy?
To jest miejsce, w którym kontynuuję pewną
tradycję; budowy takich urządzeń, które nazwałem Cybernetycznym Układem
Sterującym, budowanych z różnego rodzaju
resztek, złomu, resztek technicznych - co się odwołuje oczywiście do wysokiej
techniki. Jest to rodzaj przewrotnego komentarza do naszej
rzeczywistości.
Do jakich przemyśleń,
refleksji chciałby pan tymi pracami zachęcić potencjalnego widza?
Na tej wystawie są rzeczy, które stają się czymś zupełnie
innym. Powiedzmy mamy maszynkę do mięsa, a nazwana zostaje ona jakąś bardzo
wzniosłą terminologią.
Ale to jest zabawa
słowem obrazem, czy mamy szukać tu jakiegoś drugiego dna, przekazu?
Tu występuje pewna poetyka. Wśród tych kilkudziesięciu nazw opisujących Cybernetyczny Układ Sterujący, co jest takim masłem maślanym bo jak cybernetyczny to przecież sterujący, znajdujemy też np. Monitor z Przystawką Mocy. Różnie to można rozumieć. Monitor to pierwotnie była przecież obudowa do radia w pierwszym modelu Układu z 1969 roku.
Tu występuje pewna poetyka. Wśród tych kilkudziesięciu nazw opisujących Cybernetyczny Układ Sterujący, co jest takim masłem maślanym bo jak cybernetyczny to przecież sterujący, znajdujemy też np. Monitor z Przystawką Mocy. Różnie to można rozumieć. Monitor to pierwotnie była przecież obudowa do radia w pierwszym modelu Układu z 1969 roku.
Czyli rodzaj „poezgrafii”
tylko tutaj, do słowa dodajemy obraz
trójwymiarowy. Jakąś przestrzeń.
Tak, to jest swojego rodzaju poetyka. Indykator Redukcji na
Płaszczyźnie Zespolonej. To jest kontrast tej terminologii, która jest częściowo
prawdziwa, z przedmiotem, który z nim kontrastuje, jest trochę tak do śmiechu…
A co ma na celu fakt,
że to wszystko się dzieje w czasie, że
widzowie przychodzą i stają się tego częścią, uczestniczą w procesie twórczym?
To jest wynik mojej perfidnej trochę
przewrotnej koncepcji, dla której inni tworzą za mnie. Wszystkie moje prace to
w jakimś stopniu plagiat.
Lubię pracować w zespole. Nie mam
pretensji do bycia wielkim, wspaniałym artystą. Raczej uwielbiam stan
wspólnej zabawy. Tak więc wymyślam kilkadziesiąt tych terminów, a dalej la la la, zobaczymy kto co wymyśli.
Pierwszy raz gdy robiłem ten Cybernetyczny Układ to pomagali mi studenci z
Politechniki, którzy czyścili ścianę w galerii,
kupiłem skrzynkę wina, całkiem dobrego, siedzieliśmy razem… i
wymyślaliśmy. A dalej okazało się, że
w BWA, kiedyś na Świdnickiej, na przciwko dzisiejszego domu handlowego
Renoma, mają sąsiadów, którzy mają w
piwnicach różne graty, no i z Frankiem
Oborskim, pracownikiem BWA, poszliśmy
zobaczyć… i zaczęliśmy komponować.
A jakie byłoby pana
takie artystyczne marzenie, w sensie jaką przestrzeń, albo jakie warunki
chciałby Pan mieć do stworzenia swojej
wymarzonej pracy? Taki rozmach totalny, zero ograniczeń…
Rozmach totalny… (śmiech).
No chyba że pan woli
jednak coś małego. Ma być miejsce wymarzone.
Nie no, oczywiście
mógłbym zaadoptować cały ten schron…
Więc to jednak to
miejsce, ten schron, Wrocław?
Hmmm…
robiłem kiedyś taki projekt nawet … Muzeum Archeologiczne Festung Breslau, na sympozjum
Wrocław 70. Wykopaliska archeologiczne z Twierdzy Wrocław, tak jakby istniał
sto tysięcy lat temu, a nie parę dziesiątków lat wcześniej. Robiąc ten Cybernetyczny Układ pierwszy raz,
to taką kabinę ustawiłem w galerii… i to był Bunkier Dowodzenia. Wciąż mnie ta
przeszłość Wrocławia frapuje. Taka dramatyczna, to przecież zaginione miasto,
przestało istnieć, wyparowało… taka fascynacja po prostu.
Druga
rzecz, to ta technika, z którą ja jestem w zupełnym rozbracie, bo ja z trudem
nauczyłem się telefonować i jeździć na rowerze. To cała moja umiejętność, nigdy
nie miałem prawa jazdy, dopiero w wojsku jak byłem musiałem różne te techniki
opanować…
No i te strzeleckie.
Strzeleckie tak. Ale to należy do tradycji rodzinnej, więc to nic dziwnego.
No i tak
sobie ten mój świat wywoływałem, tymi moimi utworami. Oczywiście to może być w
dużej przestrzeni wiele rzeczy; bo jeszcze jest inna seria: Paradoksalne Pamięciowe
Pojemniki Pojęciowe, której jestem największym na świecie właścicielem całej
tej kolekcji, kilkadziesiąt tysięcy sztuk.
Pięknie.
To są rzeczy, które normalnie wyrzuca się na śmietnik, ale ja to gromadzę od kilkudziesięciu lat.
Chomikuje Pan.
Chomikuję. Parę razy udało mi się wytapetować tymi właśnie „ śmieciówkami” różnymi całą galerię, ale to wszystko: ściany, sufity, kotłownie..itd. Taki wielki zbiór rzeczy Nikomu Niepotrzebnych. Bezwartościowych. Publiczność oglądała to z zajęciem.
Na pewno. To
też zestawienie wszystkiego razem, musiało właśnie robić wrażenie.
To jest to. Oczywiście ja robię nie tylko to. Ale tak naprawdę robię po prostu to co najbardziej mi się chce. Zgodnie z tym co mi kiedyś powiedzieli robotnicy w pewnej fabryce, gdzie robiłem swoje rzeźby, takie piękne metalowe i w ogóle, ano była przerwa w pracy i ja zapytałem, bo oni mi pomagali, tacy ofiarni byli, no i zapytałem jak im się podoba to co ja robię. A oni „ nam się to ani podoba ani nie podoba ” ja na to- " no dobrze, ale wy mi tu tak pomagacie, no pracujecie, marnujecie czas, bezpłatnie.” " Ano bo my się tak zastanawialiśmy nad tym co wy tutaj robicie i stwierdziliśmy, że dobrze, że w Polsce są jeszcze takie wariaty co robią co chcą, a nie to co im każą”. No i ja to sobie wziąłem głęboko do serca jako lekcję sztuki. Ja mam robić to co chcę, a nie to co mi każą.
rozmowę z prof.Zbigniewem Makarewiczem, przeprowadziła Dominika Chochołowska
prof. Zbigniew Makarewicz- kierownik budowy, Muzeum Współczesne we Wrocławiu |
czwartek, 26 lipca 2012
Rozmowa z Leszkiem Mądzikiem
Rozmowa z Leszkiem Mądzikiem/ przeprowadziła Dominika Chochołowska
(20 kwietnia 2012 rok, Kazimierz Dolny)
Na
ostatnim spotkaniu w Teatrze Starym w Lublinie profesor Bagiński powiedział
takie zdanie „Sztuka nie ma zdolności objawiania” i od razu przyszło mi do
głowy pytanie, co pan na to?
Słusznie. Ja
tego dialogu z nim nie nawiązałem, ale pomyślałem sobie o tym temacie i powiem –
jestem trochę na drugim biegunie jego refleksji. Zdaje mi się, że czasami mamy
w sobie takie stany, które są stanami bardzo silnymi emocjonalnie, prawie że,
odważę się to powiedzieć – mistycznymi, które
nas wprowadzają w sytuacje, które są
zbliżone do tego, co się dzieje w przeżyciach sakrum. I w spotkaniu ze
sztuką, która jest obiektywnie rzecz biorąc, obciążona tym pojęciem sakrum,
może się wyzwolić sytuacja bardzo silnie bliska temu odczuciu, które mamy
przeżywając jakieś spotkanie z absolutem czy religią. Dlatego uważam, że w
sztuce możemy się także w pełni wyrazić
w swoich przeżyciach, takich jakie mamy przez wiarę.
Jest pewna
gotowość w naszym organizmie, w naszym myśleniu, w naszym umyśle w naszych
emocjach, która daje nam taką samą szansę jakbyśmy byli w świątyni. W
spotkaniu z – nie wiem: z rzeźbą , ze spektaklem, ale myślę też o
twórcach w tworzeniu. Po prostu jest to taki błogostan, bym powiedział, który
jest przeżyciem wyjątkowo duchowym, nawet można powiedzieć sakralnym.
Na
tym samym spotkaniu, mówiąc o swoich spektaklach, o czerni i o chęci pozostania
w niej, dodał pan też, że ma jednak parę obaw. Ten wątek nie został dalej
rozwinięty. Co to za obawy?
Zacząłbym od
tego, że powodem do tworzenia jest czasem tęsknota za wypełnieniem braku.
Braku, który jest pewną skończonością, doskonałością, komfortem, który daje nam
poczucie, że w każdym momencie jesteśmy spełnieni. Mam wrażenie, że człowiekowi
na tym padole, nie jest dane osiągnąć tę
strukturę zamkniętą, czyli wypełnioną.. Jest brak i nie ma możliwości żeby on
zniknął; i dlatego potrzeba tworzenia jest także tęsknotą za
tym, ale według mnie, nigdy niemożliwą do spełnienia. Nie dane nam tutaj, w tym
życiu, doprowadzić do końca taką
„szczęśliwość” (jeżeli to słowo jest tu dobre, ale to idzie w parze z pewną harmonią, zgodą), po
prostu pełnię. Myślę, że odkąd się pojawiliśmy jest w nas taki niepokój, czy na
przykład się nie… nie przeziębimy, czy nie trzeba tego życia chronić… Czyli od
razu jest sytuacja troski, a troski to niepokoju, prawda?- lęku. Już w tym momencie zaczyna się kłopot i on
będzie trwał cały czas, ale w tym wszystkim można się jakoś też odnaleźć wierząc, że to ma sens. Brak to
wyzwala, wyzwala cierpienie, wyzwala niepokój, wyzwala lęk. Myślę, że z tym
trzeba sobie dać radę ,że to jest pewną koniecznością i że jest to częścią naszej tu obecności i
istnienia. A tęsknota za tym spełnieniem wyzwala i jest twórcza.
A
teraz tak formalnie, wciąż jednak pozostając przy temacie czerni. Mówi pan, że
przez całe życie tworzy jeden spektakl. I tak się zastanawiam, trochę przez
pryzmat tego co sama robię, każdy nowy obraz, który maluję wiąże się z nową
decyzją. Domyślam się, że ze spektaklami jest podobnie, ta decyzja musi
nastąpić. I czy to jest tak, że to jest pewna seria, że wiąże się to z pewną pana konsekwencją w tworzeniu. Taką
zewnętrzną kontrolą (także wizualną), czy może każdy spektakl to jednak za
każdym razem nowy dylemat, także w zakresie samej czerni ?
To się
połączyło. W pewnym momencie kiedy uważałem, że myślę i troszczę się tylko o
strukturę estetyczną spektaklu, czyli o formę, gdzieś w pewnym momencie
poczułem, że potrzeba tworzenia nie wynikła z troski o formę, ale z chęci
odpowiedzenia sobie na wiele tematów. Ta motywacja ideowa, treściowa, pozwoliła
mi znaleźć ten język, w którym chciałem się czuć bezpieczny i czerń, mrok, noc,
daje mi taką szansę. Dlaczego…? W czerni mam szansę na oczyszczenie. Pojęcie
oczyszczenia brzmi bardzo pretensjonalnie i banalnie, ale jest coś takiego, że
w czerni możemy poodrzucać rzeczy, które nas nie absorbują. Skupić się tylko na
tym temacie. Jest ta intymność spotkania, jest ta bardzo osobista szansa
spotkania, jest coś takiego co pozwala być, no, w pewnym momencie bardzo
szczerym, bo poza tym czymś, czy kimś z kim chcemy być, nikt nam nie ingeruje
… Ja myślę, że ta czerń jest też po to, to drugie jej
znaczenie, żebym mógł też widzem kierować, wybiórczo, przez światło, tylko w
tym momencie, na którym chciałbym skupić jego uwagę i coś
pokazać. Pojawia się też moment (mówię to już jako reżyser) uwodzenia widza
światłem, które w tej czerni wyzwalam. I
jakby skazuję go tylko na ten kierunek widzenia, przeżywania i myślenia, który
mu proponuję, a zaglądanie do niego, wyzwala kolejny moment, po prostu stawiam
go w jakiejś sytuacji, później ją gubię,
wytrącam i wyzwalam następną, a ona, już ta następna, jest dalszym momentem
takiego wtajemniczenia. I ta ciemność jest także i bezpieczna i potrzebna mi w
tym działaniu i myślę, że tak to zostawię.
A
właśnie od strony reżyserskiej, zastanawiałam się jaka jest różnica miedzy tymi
spektaklami, które pan tworzy na Scenie Plastycznej KUL, a tymi, które są
zamawiane, ale w których również i
reżyseria i scenografia są pana autorstwa, wiec ma pan jednak wciąż pełnię władzy?
Słuszne pytanie.
Wie pani, gdzieś jest taki niepokój u ludzi, którzy śledzą mój teatr, że
pojawia się jakieś wyjście w materię obok. Czyli nie proces konstruowania
podczas kolejnych spektakli swoich przeżyć, swoich przemyśleń, wyrzucania z
siebie jakiś kłopotów, tylko wchodzenie w materię, która już zaistniała , ma
swoje miejsce, swoje hasła jak Szekspir,
jak Makbet, jak Antygona, jak Kasandra i jeszcze bym znalazł parę
tytułów, które realizowałem. Teraz tak. Ja myślę, że osoba, która mi proponuje
taką pracę i ja sam wiemy, że to musi się zmieścić w moim świecie.
Może powiem
inaczej, nie zdradzam tego swojego
teatru, tylko ta materia, którą robię okazuje się być uniwersalna i ona się tłumaczy w tym
problemie jaki ja dostrzegłem przy realizacji Antygony czy Makbeta. To jest
materia, która gdzieś dotyka tych archetypów, tych rzeczy, które no… są
wspólne. Ja myślę, że widz który zobaczył ten spektakl, wciąż dalej będzie
mówił, że jest to teatr, który jest sceną plastyczną.
Tak,
ale czy nie miał pan przy tych spektaklach też jednak tej ochoty wyrzucenia,
pozbycia się tego słowa? Pokazania tej
fabuły, tych emocji, ale bez tekstu, w milczeniu?
Ależ oczywiście
ochotę miałem, ale to już bym wrócił wtedy do tego co robię tu. Mogę odważnie
powiedzieć, że to słowo mi w spektaklu przeszkadzało, ale tak je przesuwałem na
drugi plan (ten tekst), żeby siła obrazu była większa od tego co mówią.
Była.
Była, no więc
jakby to są te takie kompromisy, które każą mi odsuwać aktora. I jak zauważyła
pani w spektaklu „Makbet”, aktor gdzieś
bardzo realnie wtapiał się w tę materię, choć wyzwalał z siebie głos. Choć
byłem przekonany, że jestem w stanie wtopić go w ten kosmos.
A to
co pan powiedział w trakcie naszych warsztatów o swojej niechęci do anegdoty.
Przy tej anegdocie chciałabym się na chwilę zatrzymać. Przy pana stosunku do
niej, czy pan jej nie lubi w ogóle czy…?
Ja wiem o co
chodzi. Więc myślę, że to dotyczy tylko tego co robię w teatrze. Tej sytuacji
tworzenia, ale no... nie uciekniemy w
ogóle od anegdoty, bo to nie jest tak, że świat zamkniemy tylko w jakiś stan
transu i emocjonalnego jego przeżywania,
bo on potrzebuje nazwać. Ale nawet
jeżeli widz ma potrzebę nazywania sobie czegoś potem, to już jednak robi on to na swój sposób intelektualny, wtórnie.
Dopiero po przeżyciu emocjonalnym takiego transu. Dotyczy no… jego emocji bardziej, jego duchowości.
A pan
osobiście, czy szuka dla siebie tego rodzaju teatru, sztuki, którą sam pan
tworzy. Czy może odwrotnie, ta anegdota
w jakiś sposób jednak pana pociąga?
Ja bardzo
doceniam teatr nawet literacki,
teatr słowa, ale nie w kategoriach
inspiracji, tylko normalnie w kategoriach widza, który przeżywa, docenia tę
sytuację, ale nie ma potrzeby żywienia się , inspirowania się nią w tym co
robi. Szanuję takie formy np. które były
u Grotowskiego, które przeniosły ciężar na pojęcie expression corporelle
czyli grania ciałem. I jego ruchem. Ale
ja na przykład nie mam potrzeby żeby tylko samo ciało było bohaterem spektaklu.
Ono jest mi potrzebne w jakiejś przestrzeni, w zderzeniu z jakimś rekwizytem i
ten zabieg, który robię polega na uprzedmiotawianiu aktora, a ożywianiu
przedmiotu. Więc jakby tu się dzieje, pojawia ta zamiana. Ale wracając jeszcze
raz do pytania, jestem pod silnym wrażeniem tego co robił Grotowski na pokazie (raz miałem okazję
zetknąć się z jego spektaklem na żywo), no i też znalazłoby się wiele spektakli z tzw. powiedzmy klasycznej
formy, które już ten warsztat mają tak wspaniały, że jest, że czuje się, że
kryje się tam też jakaś duża prawda, ale ja sam tworząc teatr nie mam potrzeby, żeby on gdzieś wypełniał tą
przestrzeń moją… Można by nawet zaryzykować, że te moje realizacje w teatrach,
dotykające, Szekspira w tym wypadku, to
są też pewne ukłony, żeby spróbować spotkać się z tamtą materią. Mając już grunt pewny na którym stoję, takie
mam wrażenie, że znalazłem swój język, chciałbym jednak smakować też innej
formy. Żeby zderzać, a może, wiem też,
że jest taki widz, który uważa, że to jest szczęśliwe…a dzielenie się tym co
się wytworzyło w tym laboratorium jakim jest Scena Plastyczna , z aktorem, z
głosem, oczywiście najchętniej to robię z muzyką i ona mi tylko daje taką formę, jeszcze podbija, daje taką siłę, bo to jest bardzo
integralnie związane…I do tej pory te moje spektakle tylko miały to słowo w
dźwięku.
Powiedział
pan też, że bliżej panu do Kantora niż do Szajny,
Powiedziałem.
A jako, że są oni w mojej pracy też bardzo istotni, to chciałabym żeby
pan rozwinął tę myśl.
Aha, to
rozwijam.
Jak pani śledzi
teatr Szajny, on jednak robił adaptacje dramatów. „Cervantes”, jeszcze bym znalazł paru innych i Witkacy się pojawiał, ale oni byli
bardzo mocną inspiracją dla Szajny. Poza „Repliką” , to był taki hołd złożony
literaturze, tylko że przez plastyczny jego kształt. Przez jego naniesione
obrazy.
Kantor natomiast
realizował swój teatr bardzo biograficznie, bardzo, no… takimi kliszami
pamięci, no, swoim życiem, swoim dzieciństwem, no… żywił się tylko swoją
przeszłością. To były takie pokoje pamięci. Takie klisze tamtego czasu. To było
bardziej biograficzne. Szajna poza „Repliką”,
która była bardzo jego takim osobistym wyzwaniem, to jednak tylko nas
zdobywał formą, ale ta forma jakby nie mówiła o jego dramacie. Poza „Repliką”.
Natomiast u Kantora, w każdym spektaklu czujemy jego obsesję, jego inspiracje
tymi przeżyciami, tymi zderzeniami związanymi z kościołem, Wielopolem… No
był… była też u Kantora silniejsza
potrzeba zdominowania obrazem. To znaczy, nie ma klasycznego rozumienia aktora
tak u Kantora jak u Szajny. Bo jednak Szajna dawał większą szansę aktorowi, a
Kantor uprzedmiotawiał go, rytmizował, po prostu taki prowadził jego kształt
obecności , który był mu bardzo potrzebny i zabijał tą osobistą motywację
aktora w byciu w spektaklu, on po prostu zabijał w nim to aktorstwo. Szajna
dawał szansę, dlatego występowali u niego aktorzy różni… u Kantora to było
niemożliwe. To jest ta różnica. Natomiast ja mam potrzebę żeby on był obrazem.
Żeby on był częścią pewnej kompozycji, która w całości daje siłę
przeżycia. Myślę, że aktor nie zawsze
zdawał sobie sprawę czego jest częścią. Aktor u Kantora był tak prowadzony, że
on nie zdawał sobie sprawy w czym do końca uczestniczy, jest to też coś co i
mnie interesuje. Ekspresja spektaklu nie jest do końca świadoma u aktora, bo on
jest częścią większego obrazu. On wypełnia jakiś fragment w czasie i w kompozycji
obrazu.
Mam wrażenie,
też bardzo osobiste, że Kantor (obok Grotowskiego) jednak bardziej
zrewolucjonizował teatr, Szajna, jednak mam wrażenie, tylko … no czuliśmy tylko
estetykę spektakli, a nie dramat plastyki.
Nawiązując
do pięknego z resztą spektaklu („Sutra” flamandzkiego
choreografa Sidi Larbi Cherkaoui'ego) z którym nas (uczestników
warsztatów REWERS) pan zapoznał , nasuwa
mi się pytanie czy pan w swojej sztuce, w swoim teatrze czuje się bliżej
wschodu czy zachodu?
Tak… myślę, że
bardziej zachodu. Myślę, że powiem zachodu bo jednak wschód bardziej dawał
człowiekowi zaistnieć, mówię o tym, który wypełniał przestrzeń spektaklu. Takie
mam wrażenie… Natomiast ja mam potrzebę, żeby on był obrazem.
Dla mnie jednak
ta kultura śródziemnomorska, łacińska, tak, ta która gdzieś czerpie ze
średniowiecza, która tkwi też bardzo mocno w
baroku, jest dla mnie fascynująca. Jestem pod jej wrażeniem. Oczywiście
chciałbym pokazywać ją współcześnie, tak jak dziś ją czuję- pokazywać, przeżywamy, ale… Mając przed sobą
obrazy Caravaggia, de La Toura , no jeszcze
paru… Vermeera , to wiem, że oni
dotknęli czegoś co i mi się marzy dotknąć.
Jest to jakieś silne przeżycie w tworzeniu i jest mi to bliższe. Ja
uważam, że wchodzenie w kulturę wschodu jest niebezpieczne i nam, z natury
urodzonym na tej glebie, tutaj, Polski, tej części Europy, w ogóle nazwijmy to
kultury łacińskiej, nie można zaszczepić do końca prawdziwie, tamtej prawdy. To jest po prostu jakaś
fascynacja, czasami moda, to jest coś w co chcemy wejść, ale będziemy jednak
zawsze obserwatorami, a nigdy autentycznymi świadkami.
A
współcześni twórcy, którzy pana inspirują?
Współcześni. Na
przykład Nowosielski mnie bardzo intryguje, jego twórczość. Bacon, jego ta
ekspresja też jest dla mnie silna. Tak mówię o malarzach ,ale są i różni ważni
dla nie ludzie związani z teatrem: Craig, Peter Schumann (The Bread and Puppet Theatr),
Grzegorzewski.
Nawiązując
do malarstwa i do tego co pan powiedział, że ten zapach
terpentyny przywołuje u pana jakieś poczucie niespełnienia…
tak.. dramatu
takiego nawet.
chciałam, być może naiwnie, zapytać czy pan w ogóle jeszcze maluje?
Wie pani ja mam
wrażenie, że ja maluję dalej, tylko że ja maluję przed widzem. Maluję nie na
małym blejtramie, a na takim jakim jest scena. To jest rama techniczna.
I to malowanie, jest w czasie…
Ale
terpentyny już nie będzie…
Terpentyny już
nie będzie, no pewnie coś innego będzie.. ale wracając do tej terpentyny, to
chciałem powiedzieć, nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy, że ja gdzieś
te przeżycia … mogą bardzo silnie nas modelować, potrafią konstruować naszą
psychikę, wpływać na to jacy jesteśmy dzisiaj. Bo to doświadczenie, raczej
trudne, kłopotliwe, bardzo potem
uzewnętrznia się w tworzeniu. I myślę, że gdyby nie te moje przegrane wielokrotne,
chociaż związane z tą uczelnią, którą jedną, drugą, trzecią chciałem
zdobyć, (żadna z nich nie miała też
wtedy chęci i potrzeby ugoszczenia), to po prostu wyszło we mnie obok szukania
formy, taki silny dramat… ujawnienia tej przegranej i znalezienia jej jakiegoś
miejsca. Ja już nawet nie mówię teraz o tych przegranych, ale to się działo
podświadomie… Z perspektywy tych trzydziestu lat mogę powiedzieć, że to ta
droga, która te kłopoty, te kłody mi
stawiała, była mi potrzebna. Mam tego świadomość.
Zadam
też takie pytanie, poniekąd dlatego żeby sobie „ułatwić” pytanie, które też sobie stawiam; pytanie o
znaczenie pojęcia „teatru plastycznego”.
Co się za nim kryje?
Mam z tym, wie
pani, kłopot. Szukam właściwych słów. Wciąż uważam za niefortunne nazwanie
kiedyś teatru który robię – Scena Plastyczna … Dlaczego? Bo raczej jest to
określeniem formalnym, określeniem estetyki, niż całego głębszego problemu. Ale
oczywiście można, trzeba tego terminu
używać, bo za bardzo nie mamy jakim innym go zastąpić. Mówi się o teatrze
narracji plastycznej, mówi się o teatrze wizualnym, teatrze obrazu, jest parę
określeń na to co się dzieje. Ja mogę mówić na swoim przykładzie, że fakt, że
szukałem takiej pozawerbalnej,
przedsłownej szansy kontaktu z widzem, która wydaje mi się najbardziej
prawdziwa, nie przeintelektualizowana, nie udawana. Tylko obraz… nie chciałbym tego ozdabiać… tam jest
taka warstwa naszych przeżyć, która jest pierwotna. Taka archetypiczna. Są dwie
szanse, żeby o tym mówić – albo przez muzykę… właściwie nawet trzy albo…tak
mnie się wydaje, albo przez muzykę, albo przez obraz, a trzecim chyba można powiedzieć, chyba przez
taniec. Jest coś takiego, że taniec,
może też nam o czymś powiedzieć. Ja jakby najmniej się skupiam na tym tańcu,
pozostawiam to tym, którzy to robią cudownie jak Pina Bausch.
Jak to określić.
Uważam, że jest to teatr (jeśli w ogóle nazwiemy go teatrem) , bo wolałbym
nazywać to zjawiskiem albo seansem, tylko seans się kojarzy z filmem, nie wiem
…Transem niebezpiecznie powiem, czasami rytuałem albo mszą.
Dzisiaj, w
czasie gdzie atakuje się bilbordem, każdy chce zdobyć szybko każdego, przez
obraz, mówi się od razu widzowi jak ma to odebrać, daje się gotową odpowiedź.
Chcę przez to powiedzieć, że jest gdzieś takie przeczucie, w tych ludziach
którzy robią te bilbordy, że obrazem
można sobie kogoś podporządkować, zdobyć, mieć go dla siebie. To jest coś w
tym, że się chce kogoś mieć. Ja też bym bardzo chciał tego widza mieć dla
siebie, bo to jest też taka terapia wie
pani, że nie jest się samemu z tym kłopotem co się ma. Może to jest
egoistyczne, ale nie można ukrywać, że się taką potrzebę ma. Dla mnie szukanie
odpowiedniego obrazu , który będzie w
czasie się rozwijał, będzie uwodził widza, wciągał go w to, to jest właśnie tą
formą takiego wizualnego, czy plastycznego działania. Myślę, że słowo
plastyczny nie jest dobre, bo to z jednej strony może być plastyk tworzywem , z
drugiej strony to co nazywamy plastyką teatralną, czy jak Zenobiusz Strzelecki
pisał…on to określił pojęciem plastyki
teatralnej. Wie pani wymykają się pewne zjawiska spod nazw, mam wrażenie…
Pojęcie Grotowskiego expression corporelle, wyraża wszystko –
ciałem wyrażamy dramat, ja chciałbym wyrazić dramat obrazem i to wszystko.
Teraz, jaki ktoś ten obraz robi, obawa i lęk , niepokój, a zarazem trudnością teatru plastycznego jest, żeby nie wpaść w
dekoracyjność. Nie wpaść w zdobnictwo. Nie estetyzować. Ja chcę zabrać teatrowi
tę estetykę. Chcę zabrać temu teatrowi taką zdolność jedynie zewnętrznego,
szybkiego zdobycia widza.
A
jaka byłaby według pana ta różnica między scenografem (ale mam tu na myśli
dobrego scenografa, nie takiego który tylko zrobi dekoracje, ale też wejdzie w
ten teatr w tę sztukę teatralną), a kimś kogo jednak nazywamy twórcą teatru
plastycznego?
To są dwa
światy. Człowiek, który jest scenografem, wiesz robi to na zamówienie on po
prostu czeka na temat i później rozważa go,
przetwarza . I może zrobić to perfekcyjnie. Mnie jednak interesuje ten
rodzaj motywacji wewnętrznej, do szukania formy plastycznej. Że ja osobiście
mam potrzebę, że ja muszę to wyrazić… A dla mnie scenograf, to jest ktoś, kto
ma taki zawód. Ktoś po akademii, kto ma pewne możliwości, kto dzisiaj robi
„Wesołą wdówkę” a jutro robi … nie wiem …
Tak,
tak może być. Ale może być też chyba jeszcze inaczej. Jakby pan np. nazwał
siebie w takim spektaklu, jakim jest „ Makbet”, bo tu jednak też się wchodzi w
rolę scenografa…
No właśnie…
A ja
myślę, że takich scenografów jest też więcej…i
No są,
oczywiście.
I
teraz ponowię pytanie, gdzie szukać tej
różnicy?
Różnica jest w
momencie presji na całe dzieło. Wpływu na to co się ma zdarzyć. Jaką mamy siłę
w zawładnięciu innymi elementami. Gestem aktora, ruchem aktora, może i jakimś
dźwiękiem, który on wydaje, bo on też może być plastyczny i służyć temu. Mam
wrażenie, że ci co żywią się i żyją tylko w formule istnienia wizualnego
teatru, inaczej to czytają, niż ci którzy są scenografami, pokończyli tę
scenografię na przykład i teraz traktują to jako, po prostu, gotowość służenia
różnym materiom tekstowym, literackim. Oni po prostu są im lojalni do wykonania
zawodu. Jeżeli ja wchodzę w „Makbeta” to ja tylko czytam problem, w tej sztuce
czasami w ogóle nie czytam dialogów. Nie czytam tego co wynika z dramaturgii, z
anegdoty, tylko rzucam sobie np. w „Makbecie”: lęk, problem zazdrości, rzucam
sobie problem funkcji kobiety, jej wpływu na mężczyznę, na decyzje, które on
podejmuje. I to są dla mnie takie problemy, które mi są bliskie, one mnie
bardzo interesują, i one są i w moim teatrze. Tylko że tam, myśmy je sobie
podczepili do tego wydarzenia jakim jest „Makbet” i szczęśliwie się to
schodziło. Otworzyła się jakby inna szczelina, czytania tego spektaklu.
Czyli
bez tej decyzyjności reżyserskiej, sama plastyka nie miałaby tej mocy, siły…
Nie miałaby.
Absolutnie.
Nie jestem
pewien czy to nazwać reżyserią. Jest to organizowaniem dramaturgii przestrzeni
w czasie. No ale tak trzeba. Nie ma innych pojęć. Na plakacie trzeba jakoś
napisać.
Jakby
pan spróbował ocenić wpływ tych ludzi plastyki teatru, na teatr XX wieku w
Polsce?
Jest silny. Ja
myślę, że polski teatr podświadomie jest plastyczny w ogóle. To znaczy w tym
najciekawszym nurcie, bo nie chodzi mi o takie aktorskie tylko działania i
dialogi, które są w wielu spektaklach, ale siła polskiego teatru jest dalej w
jakimś romantyzmie i wizualności. I to będzie Warlikowski i Jarzyna tylko, że
oni szukają tych kodów współczesnych tego, ale ja czytam ich spektakle też
obrazem. Nie jest to mój świat i nie żywię się nim, ale szanuję. Może ja
bardziej, przede wszystkim jestem zachowawczy, ale wolę
być zachowawczy i szczery niż troszkę iść naprzeciw widzowi i jakby
czasami nawet za mocno.
Wracając
jeszcze na koniec do pana spektakli. We wszystkich możemy znaleźć te kluczowe
słowa i elementy. Słowo w tytule i przewijające się motywy takie jak: ziarno,
płaszcz, ciemność, światło, co do tego można by jeszcze dodać i jak można by je
ze sobą łączyć?
Dodałbym bardzo
ważną rolę p r z e s t r z e n i jako
takiej. Przestrzeń nie jest przypadkowa. Nie ma pustej przestrzeni rozumianej
jako- nic nieznacząca przestrzeń. Dla mnie to jak wejście do jakiegoś pokoju.
To coś co się jeszcze nie zdarzyło, od razu mnie określa. Ja bym tą przestrzeń anektował i proponował
widzowi. Oczywiście pod tym pojęciem przestrzeni, kryje się faktura, która z
niego wynika, jej proporcje, odległość tej przestrzeni. Mnie np. interesuje
zmienność tej przestrzeni. Coś co mam przed sobą, nagle jest w kosmosie
odległe, gdzieś na drugim biegunie. Interesuje mnie teatr, który nie ma granic,
oparcia wzroku. Chciałbym żeby widz nie czuł, że tam jest jakaś krawędź, która
coś wieńczy, albo że to ma jakiś gzyms, który mówi o jakieś epoce. Wiadomo
różne są kody, różne estetyki, które mówią o baroku, o renesansie, o
współczesności, a ja chciałbym żeby to było nie do odczytania. Żeby spektakl
robił wrażenie, że był robiony tysiąc lat temu, albo za tysiąc lat. Chciałbym
żeby nie miał elementów, które by określiły, przez kostium, przez fakturę, jego
czasowości. Chciałbym mu nadać, uniwersalny charakter.
To jest jedno, a
co do tytułów spektakli, to jest to jedyne słowo. Wywoławcze hasło. To ma nas tylko kierować ku czemuś, a nie
określać dosłowność przekazu. To jest taki impuls, który ma nas jakby uwieść w
kierunku tematu, ale temat się dopiero pojawi po obejrzeniu spektaklu. Nie
chciałbym nazywać spektakli. One zresztą mają bardzo otwarte „ nazwania”...
Dziękuję
bardzo za rozmowę.
Leszek Mądzik, Dominika Chochołowska, fot. Marysia Gruszecka |
Leszek Mądzik, Dominika Chochołowska, fot. Marysia Gruszecka |
środa, 25 lipca 2012
piątek, 20 lipca 2012
środa, 18 lipca 2012
piątek, 13 lipca 2012
Witam wszystkich,
Głównym założeniem tego bloga jest prezentacja mojej działalności twórczo- wytwórczej :)
Aktualne prace, bieżące wystawy i spektakle, prezentowane będą w kolejnych postach, a następnie zamieszczane w odpowiednich zakładkach.
W tym miejscu, znajdziecie też teksty oscylujące wokół tematu sztuki współczesnej, teatru, wydarzeń kulturalnych.
Dzięki za odwiedziny,
życzę miłego surfowania.
Głównym założeniem tego bloga jest prezentacja mojej działalności twórczo- wytwórczej :)
Aktualne prace, bieżące wystawy i spektakle, prezentowane będą w kolejnych postach, a następnie zamieszczane w odpowiednich zakładkach.
W tym miejscu, znajdziecie też teksty oscylujące wokół tematu sztuki współczesnej, teatru, wydarzeń kulturalnych.
Dzięki za odwiedziny,
życzę miłego surfowania.
rys. z cyklu auto-portret subiektywny D.Ch. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)